INÉS

„Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś.” (Jer 20,7)

Mam na imię Agnieszka (hiszp. Ines). Jestem Polką i mam 42 lata. W zakonie jestem od 6 lat.

Kiedy przychodzi taki moment w życiu, gdy zastanawiasz się poważnie nad sensem istnienia, nad powołaniem… Co robić, żeby życie miało sens, żeby być szczęśliwym…? Wtedy wydawało mi się najważniejsze: mieć jakąś pracę, która dawałaby mi satysfakcję i radość oraz… wielodzietną rodzinę. O zakonie nawet nie myślałam.

Po ukończeniu studiów pracowałam jako nauczycielka przyrody i geografii w Warszawie. Ta praca mi się podobała i myślałam, że to jest właśnie moja droga, to czego szukałam w życiu, miejsce, gdzie mogę się rozwijać. Brakowało mi jedynie kogoś bliskiego, z kim mogłabym je dzielić, przyszłego męża. Czas mi mijał szybko na intensywnej pracy, aż do momentu, kiedy zdałam sobie sprawę, że taki rytm życia nie czyni mnie wcale szczęśliwą ani spełnioną. Wręcz przeciwnie, czułam się wypalona zawodowo i duchowo, bo moje oczekwania, pragnienia się nie spełniały. A jednocześnie nie miałam żadnego innego pomysłu na życie. Bałam się samotności i życia tylko dla siebie samej.

W tym trudnym dla mnie czasie pojechałam na spotkanie młodych ze wspólnot neokatechumenalnych do Budapesztu. Tam poczułam, że Chrystus chce mnie mieć tylko dla siebie i zdecydowałam się zaryzykować i oddać swoje życie Chrystusowi… Po powrocie wróciły jednak zwątpienia, bezsens życia, flustracje i obojętność, bo moja sytuacja się nie zmieniała, a ja czułam się w środku jakby martwa. Szukałam jakiejś drogi życiowej dla siebie i nie mogłam jej znaleźć. I pośród tych rozterek, niezdecydowania co ze sobą zrobić, pewien ksiądz zapoponował mi, żebym spróbowała rozeznawać swoje powołanie w ciszy i skupieniu u sióstr w klasztorze kontemplacyjnym.

Za pośrednictwem jednej z sióstr wyjechałam na 3-tygodniowe doświadczenie życia we wspólnocie zakonnej klarysek w Badajoz. Za klauzurą, w środku zakonu mogłam przeżywać czas razem z siostrami na modlitwie i w pracy, w ciszy i w codziennej ich służbie. Doświadczyłam też mocy Słowa Boga, Jego bliskiej obecności i życia we wspólnocie, a przede wszystkim tego, że tylko Chrystus może nadać prawdziwy sens mojemu życiu, jeśli tylko dam się Mu poprowadzić. Tam podjęłam decyzję, że chcę żyć właśnie tak, dla Chrystusa, w intymnej relacji z Nim. Z Tym, który zna moje serce, pragnienia, myśli… Z Nim czuję, że żyję i On swoją osobą, pociąga mnie za sobą.

Wróciłam do Polski, aby pozamykac różne sprawy. I po roku, mając 36 lat weszłam już do zakonu jako aspirantka. Tutaj, w relacji z Bogiem, odkrywam swoje powołanie do bycia osobą i misję w Kościele, jaką mi powierzył Pan. Jak pisze prorok Jeremiasz: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś.”(Jer 20,7) Tak właśnie było ze mną.

W tym roku, 1 listopada, w dniu Wszystkich Świętych, odbyły się moje śluby czasowe, które były dla mnie ważnym wydarzeniem. Mogłam świadomie, dobrowolnie i publicznie oddać swoje życie Bogu, ślubując Mu życie w posłuszeństwie, ubóstwie i czystości. A także doświadczyć tego, że to szczególne powołanie w Kościele jest ogromnym darem, który trzeba pielęgnować i rozwijać, a Pan zawsze pomaga każdemu w drodze do świętości…